Fotoradary

Zabiorą gminom fotoradary, maszynki drukujące pieniądze

Przekazanie fotoradarów zakłada projekt nowelizacji ustawy – Prawo o ruchu drogowym oraz innych ustaw przygotowany przez posłów PO. – MSW popiera kierunek zmian zaproponowanych przez autorów projektu, tym bardziej że jest on zbieżny z działaniami resortu spraw wewnętrznych w zakresie uporządkowania spraw związanych z kontrolą ruchu drogowego – komentuje resort Bartłomieja Sienkiewicza.

Będą jednak efekty uboczne tego porządkowania. W dwóch dobrze poinformowanych źródłach usłyszeliśmy, że przejęcie przez GITD urządzeń stosowanych przez straże miejskie będzie właściwie oznaczało likwidację większości z nich. – Urządzenia te są przestarzałe, a niekiedy wymagają renowacji za kilkanaście tysięcy złotych. Z tych względów nie będą kompatybilne z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym [CANARD – red.], do którego rozbudowy inspekcja używa najnowocześniejszego sprzętu – twierdzą nasi informatorzy. – Jeśli dobrze pójdzie, do dalszego użycia nadawać się będzie 10–20 proc. z przejętych od gmin urządzeń – dodaje jeden z rozmówców.

Podobny scenariusz już raz miał miejsce. W momencie przejmowania przez GITD 75 fotoradarów policyjnych. Dziś inspekcja używa zaledwie 9 z nich (część wyprodukowano jeszcze w 2002 r.) oraz 300 swoich, zakupionych na potrzeby systemu CANARD.

GITD sprawy nie komentuje. – Jeśli ustawodawca zmieni prawo, dostosujemy się – ucina Łukasz Majchrzak z CANARD.

Kolejnym problemem jest to, ile fotoradarów gminnych właściwie jest do przejęcia. Do tej pory MSW nie wie, ilu takich urządzeń w całym kraju używają samorządy. – Trwa analiza informacji nadesłanych przez wojewodów – poinformował nas resort. Z niekompletnych danych GITD wynika, że straże gminne używają 236 fotoradarów stacjonarnych (na masztach). Ilu fotoradarów mobilnych – nie wiadomo.

O tym, że rząd chce pozbawić gminy fotoradarów, pisaliśmy już w styczniu 2013 r., ale ówczesne Ministerstwo Transportu dementowało. Teraz nasze informacje się potwierdzają. I nie chodzi o przejęcie gminnego sprzętu po to, by włączyć go do systemu CANARD. Chodzi o efekt propagandowy.

– Ludzie nie rozróżniają fotoradarów gminnych od państwowych. A to te pierwsze tak naprawdę zepsuły wizerunkowo sprawę fotoradarów przez to, że były chowane w krzakach, a gminy na tym zarabiały – twierdzi jeden z naszych rozmówców. Pozbawienie gmin tych urządzeń może więc być dobrym haczykiem wyborczym.

Na wieść o tym jeszcze bardziej zaostrza się bunt samorządów, które fotoradarów tak łatwo oddać nie zamierzają. – Rząd powinien się zająć likwidacją inspekcji drogowej, która jest nieskuteczna, bo z 2,5 mln zrobionych zdjęć tylko 772 tys. skutkowało wezwaniami do kierowców. Lepiej zwiększyć kompetencje straży gminnych, bo tam, gdzie stoją patrole, nie ma wypadków ze skutkiem śmiertelnym – argumentuje Adam Marciniak, wójt gminy Człuchów posiadającej cztery fotoradary stacjonarne i jeden mobilny.

Przychód gminy w 2013 r. z tytułu nałożonych grzywien wyniósł 6 mln zł brutto. – Kilka lat temu z pieniędzy z fotoradarów udało się np. wyremontować siedem szkół czy zmodernizować kilkadziesiąt kilometrów dróg – wskazuje wójt. Dodaje, że teraz pieniądze te mogą iść tylko na poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym, co przez wielu samorządowców jest różnie pojmowane. – W 2012 r. wymieniliśmy stary autobus szkolny na nowy, dużo bezpieczniejszy, po czym zarzucono mi złamanie przepisów, tłumacząc, że nie poprawiło to bezpieczeństwa na drodze. Teraz mam sprawę przed regionalną izbą obrachunkową – zżyma się Adam Marciniak.

Przeciwny zmianom jest także burmistrz Sulęcina Michał Deptuch, który choć sam gminnych fotoradarów nie posiada, to jednak nie ukrywa, że dla samorządów istotny jest fiskalny aspekt urządzeń rejestrujących prędkość. – Rząd na każdym kroku uszczupla nasze dochody, a odebranie fotoradarów samorządom będzie kolejnym uszczerbkiem dla finansów samorządów – uważa burmistrz.

Ale zdania w samorządach na temat fotoradarów są podzielone. – To były maszynki do robienia pieniędzy. W budżetach zakładano konkretne pieniądze z tego tytułu i trzeba było wyrabiać normy – komentuje burmistrz Gubina Bartłomiej Bartczak. Jak dodaje, jego gmina nigdy nie była zainteresowana stawianiem własnych fotoradarów. – Jesteśmy miastem przygranicznym, Niemcy do nas przyjeżdżają na zakupy. Gdybyśmy obstawili się fotoradarami, pojechaliby na te zakupy do innych miejscowości – tłumaczy.

Kolejną problematyczną kwestią w fotoradarowych porządkach może się okazać zmiana w sposobie karania kierowców. Inspekcja Transportu Drogowego już od 2011 r. namawia rząd do tego, by obecny tryb wykroczeniowy (gdzie wymagane jest wskazanie sprawcy – co powoduje, że często sprawy się przedawniają) zastąpić prostszym trybem administracyjnym, w którym za zdjęcie z fotoradaru nakładana byłaby kara pieniężna na właściciela samochodu, bez punktów karnych i ustalania sprawców wykroczenia. Tego typu rozwiązania funkcjonują m.in. we Włoszech, w Austrii, we Francji czy w Wielkiej Brytanii. W podobnym kierunku idzie projekt posłów PO.

Pomysłowi przeciwne jest jednak Ministerstwo Sprawiedliwości (MS). Resortowi nie podoba się, że za te same czyny – przekroczenie prędkości lub przejazd na czerwonym świetle – kierowca miałby być karany w trybie wykroczeniowym (np. gdy złapie go policja) lub podlegać odpowiedzialności karnoadministracyjnej (w przypadku fotoradaru). – Powstałby dualizm zasad odpowiedzialności za takie same czyny, warunkowany jedynie sposobem ich ujawnienia – wyjaśnia Patrycja Loose, rzecznik MS. Zaznacza jednak, że resort sprawiedliwości nie zamierza blokować dalszych prac nad tym projektem posłów PO. Zwłaszcza że co do innych projektowanych założeń, tj. uzależnienia wysokości mandatu od przeciętnego wynagrodzenia oraz przekazania Inspekcji Transportu Drogowego wyłącznych uprawnień do korzystania ze stacjonarnych urządzeń rejestrujących, resort nie zgłosił żadnych uwag.