Polskie Drogi

Nadchodzi koniec ery bramek na autostradach

O płynności ruchu kierowcy często mogą jedynie pomarzyć - zwłaszcza w godzinach szczytu. Z odsieczą śpieszy Ministerstwo Infrastruktury i najnowszy pomysł na zastąpienie bramek elektronicznym systemem poboru opłat. Co ciekawe, siłą rzeczy zainteresowane jest nim nie tylko GDDKiA, ale i prywatni koncesjonariusze. - Z naszej perspektywy, ale także z perspektywy kierowcy, chyba najistotniejsze jest to, żeby można było podróżować po wszystkich autostradach w kraju, podpisując tylko jedną umowę z operatorem tego systemu - podkreśla Rafał Czechowski, Stalexport Autostrada Małopolska S.A.

Kiedy można by taki podpis złożyć, tego pomysłodawcy zdradzić nie chcą. Podobnie jak tego, jak taki system miałby funkcjonować. - Na razie trwają rozmowy i analizy możliwych rozwiązań technicznych, które można by praktycznie wprowadzić w Polsce. Jeśli chodzi o praktyczne wdrożenie takiego systemu, możemy mówić o horyzoncie mniej więcej kilkunastu miesięcy - stwierdza Piotr Popa, Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju.

Ponad miliard złotych mógłby zaoszczędzić budżet państwa, gdyby wprowadzono całkowicie elektroniczny pobór opłat na autostradach. Umożliwiłoby to też szybsze wprowadzenie opłat na nowo oddawanych odcinkach, a tym samym zmniejszyłoby wynoszące 40 mld zł zadłużenie Krajowego Funduszu Drogowego. Jeśli GDDKiA pozostanie przy manualnym systemie, same punkty poboru opłat będą kosztować od 800 mln do 1,05 mld zł - wynika z raportu Instytutu Sobieskiego. Najprawdopodobniej zostałby on oparty o dobrze znany kierowcom aut ciężarowych system viaTOLL. Dzięki niemu płacić można by za przejazd wszystkimi polskimi autostradami. Pod uwagę brane są również winiety naklejane na szybę. Choć co do zasadności wprowadzenia uproszczonych opłat niemal nikt nie ma wątpliwości, pojawia się pytanie, dlaczego tak późno. - Szkoda tylko, że to myślenie następuje w tym momencie, dlatego, że te autostrady na wielu odcinkach zbudowano właśnie z myślą o punktach poboru opłat, są specjalne miejsca, budynki itd. - mówi prof. Robert Tomanek, Uniwersytet Ekonomiczny. Na tym jednak najnowszych innowacji wprost z resortu infrastruktury nie koniec. Kolejna uderzyć ma w tych, którzy nie przywiązują wagi do tego, czym jeżdżą. - Do decyzji policjantów należy, czy będzie dodatkowy środek dolegliwości w postaci sporządzenia mandatu karnego, jest to rzadkością - mówi podinsp. Włodzimierz Mogiła, WRD KWP Katowice. W myśl nowych przepisów, stać ma się jednak regułą. Według badań przeprowadzonych przez sieć ProfiAuto, ponad 20% z niemal 20 milionów samochodów w Polsce jeździ bez ważnego przeglądu technicznego. - Ponad 10% samochodów w ogóle nie powinno jeździć, a one przyjeżdżają na stację kontroli pojazdów po porostu w takim stanie technicznym, że nie mogą tego egzaminu przejść - stwierdza Bogumił Papierniok, ekspert, ProfiAuto.

Dziś brak aktualnego badania sprawdzić można jedynie oglądając dowód rejestracyjny. Wzorem takich państw jak choćby Niemcy, czy Francja na tablicach rejestracyjnych pojawić ma się specjalna naklejka informująca o terminie ważności przeglądu. - Na pewno podniesie to standardy, jeśli chodzi o pojazdy mechaniczne na drogach w Polsce. Zbliżamy się w tym kierunku do Europy. Na pewno poprawi to też bezpieczeństwo na drogach - zaznacza Bartłomiej Mijal, dziennikarz, motopatrol.pl. Tu między innymi Ministerstwo Infrastruktury wciąż ma spore pole do popisu, bo choć po polskich drogach z roku na rok jeździ się coraz lepiej i bezpieczniej, to pod względem liczby wypadków w Europie wyprzedzamy jedynie Rumunię.