W ten sposób rozlicza się aż 75 proc. przewoźników, a tylko jedna czwarta płaci za przejazd po skorzystaniu z drogi. Na Zachodzie proporcje są odwrotne. Tymczasem przy wnoszeniu opłat z dołu - po pokonaniu trasy - a nie z góry, przypadki kar za przejazd bez opłaty praktycznie ograniczają się do sytuacji, gdy pojazd nie ma urządzenia viaBOX, służącego do ściągania myta.
(...) - Największym problemem jest wysokość zabezpieczania, która średnio dla jednego pojazdu wynosi ok. 2300 zł. Dla przedsiębiorców, którzy mają ich po kilkanaście czy kilkadziesiąt, a są tacy, co mają ponad 100 samochodów, to jest ogromna kwota, która jest de facto zamrażana. Dlatego większość firm niestety korzysta z systemu przedpłaconego - mówi Piotr Mikiel, zastępca dyrektora departamentu transportu Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
- Tym bardziej że w obecnej sytuacji gospodarczej przedsiębiorcy otrzymują płatności za swoje usługi w terminie przekraczającym 90 dni - dodaje.
Dlatego środowisko transportowców apeluje, by zminimalizować te koszty, a w stosunku do przewoźników licencjonowanych w ogóle znieść wymóg dodatkowego zabezpieczenia.
- Przecież by otrzymać licencję, przewoźnik już teraz musi zapłacić 9 tys. euro za pierwszy pojazd i 5 tys. euro za każdy następny - przypomina Piotr Mikiel.
Podczas ostatniego posiedzenia podkomisji infrastruktury, pracującej nad nowelizacją ustawy o drogach publicznych, Zbigniew Rynasiewcz, sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, zapowiedział przygotowanie projektu zmiany rozporządzenia, by złagodzić wymagania.