Dzisiaj sytuacja jest absurdalna. Nawet jeśli ktoś posiada viaAUTO i nie musi płacić za przejazd w kasie bramki, to i tak stoi w kolejce razem z innymi kierowcami. Nic zatem dziwnego, że na urządzenia do tej pory zdecydowało się zaledwie 8 tys. kierowców. Dla porównania: viaBOX-ów, które są obowiązkowe dla ciężarówek, od 2011 r. wydano ponad 1,5 mln (aktywnych jest 740 tys.).
Od 15 lipca viaAUTO dla kierowców aut osobowych będzie kosztowało 100 zł, z czego 50 zł będą stanowić doładowania na przejazdy. Dzisiaj za taki pakiet trzeba zapłacić 185 zł. Urządzenie można kupić na 180 stacjach benzynowych lub w 20 specjalnych punktach dystrybucji. Doładować można je przelewem, podpinając do karty kredytowej lub zasilając na stacji.
Za niespełna miesiąc w każdym punkcie poboru opłat na państwowych autostradach wyznaczone zostaną maksymalnie trzy pasy szybkiej jazdy. Kierować do nich będą specjalnie wymalowane linie.
Na razie ułatwienie nie obejmie autostrad koncesyjnych. Tak więc nowe zasady nie będą obowiązywać na fragmencie A4 Kraków – Katowice zarządzanym przez Stalexport Autostradę Małopolską, na odcinku A2 Świecko – Konin (Autostrada Wielkopolska) i A1 Gdańsk – Toruń (GTC). Być może zmieni się to w 2017 r.
Szybkie pasy na A2 i A4 to krok do elektronicznego poboru opłat. Ten ma zacząć działać w 2017 r. Ale problem jest z odcinkami koncesyjnymi
– Specjalne pasy A2 Konin – Stryków i A4 Katowice – Wrocław będą dowodem, że nawet w obecnym systemie można zapewnić przejazd w sposób płynny – twierdzi Marek Cywiński, dyrektor generalny spółki Kapsch w Polsce.
Ale to nowinka dotycząca 268 km. Tymczasem autostrad objętych opłatami jest 741 km. A już niedługo w kolejce do opłat ustawi się kolejne 450 km tras A1, A2 i A4 budowanych na Euro 2012, w tym tzw. krzyż u zbiegu autostrad w Strykowie.
Resort Elżbiety Bieńkowskiej zdecydował, że GDDKiA musi opracować system, który wyeliminuje konieczność zatrzymywania się na bramkach. Dla wygody kierowców. Bo rządowi drogowcy obawiają się np. paraliżu A2 między Łodzią a stolicą. Trasa Berlin – Warszawa w okolicy Pruszkowa mogłaby się kompletnie zatkać, gdyby na bramkach stanęli dojeżdżający do stolicy mieszkańcy m.in. Milanówka, Żyrardowa i Skierniewic.
Przepustowość maksymalna bramek w systemie manualnym to 150 pojazdów na godzinę. Ten sam parametr dla systemu elektronicznego – z bramkami, przed którymi trzeba tylko na kilka sekund zwolnić – ponad 600 pojazdów.
Resort infrastruktury zapowiadał, że w 2016 r. elektronika zastąpi bramki. Dzisiaj wypowiada się ostrożniej. – Ramowe rozwiązania dla elektronicznego systemu powinny być znane jeszcze w tym roku. W przyszłym przetarg na wykonawcę, żeby system został uruchomiony najpóźniej na początku 2017 r. – informuje Robert Stankiewicz, rzecznik MIR.
Elektroniczny pobór opłat ma być zintegrowany z krajowym systemem zarządzania ruchem, który też opracowuje GDDKiA. Ten poprzez sieć kamer, czujników ruchu i tablic elektronicznych około 2020 r. ma zwiększyć płynność i bezpieczeństwo jazdy na drpogach krajowych.
Chodzi o to, żeby systemy się nie dublowały.
– W 2015 r. powinniśmy zacząć przetargi na wdrożenia pierwszych komponentów systemu – mówi Andrzej Maciejewski, wicedyrektor GDDKiA.
W studium wykonalności dyrekcja oszacowała jego wartość na ponad 700 mln zł. Ile będzie kosztował elektroniczny pobór opłat? Dyrekcja odpowiada, że z wyliczeniem trzeba poczekać do końca 2014 r., kiedy zostanie wybrany wariant rekomendowany do wdrożenia.
Bo możliwych rozwiązań jest kilka. Tzw. „slow and go” wymaga, żeby na placach poboru opłat zwolnić do 50 km/h. Jeśli przejazd został opłacony, bramka się otworzy. A jeśli nie, pozostanie zamknięta – wtedy trzeba zapłacić w kasie. Można też wyrzucić szlabany, ale wtedy trzeba wprowadzić obowiązek (nie możliwość) posiadania urządzeń pokładowych. Trzeba też zainwestować w system czytania tablic rejestracyjnych do namierzania tych, którzy nie płacą.
cały tekst na stronie: