Trudno byłoby znaleźć inną państwową instytucję, która w tak krótkim czasie wzbudziłaby równie wielkie społeczne emocje i podobnie zjednoczyłaby w niechęci do swoich działań Polaków.
Chodzi oczywiście o Inspekcję Transportu Drogowego. Jeszcze niedawno praca "krokodylków" interesowała jedynie szoferów ciężarówek i właścicieli przedsiębiorstw transportowych. Resztę zmotoryzowanego narodu wspomniana służba obchodziła tyle, co pięcioprocentowy rabat na bentleye. Wszystko zmieniło się z chwilą obarczenia ITD zadaniem rozbudowy i nadzorowania systemu fotoradarów oraz ścigania i karania zwykłych kierowców.
Dziś wpisanie frazy "Inspekcja Transportu Drogowego" do popularnej wyszukiwarki internetowej wskazuje 188 tysięcy stron www, na których występuje ta nazwa. Funkcjonowanie ITD bacznie obserwują media z niebagatelnym udziałem tabloidów, których dziennikarze śledzą, dokumentują i piętnują drogowe występki szefostwa inspekcji.
Od nieprzychylnych opinii na temat ITD kipią fora internetowe. W sieci wciąż przybywa amatorskich filmików, pokazujących wykroczenia popełniane przez osoby, kierujące samochodami inspekcji. Ich wywołani do tablicy przełożeni kluczą, zaprzeczają, usprawiedliwiają, zgodnie z zasadą, której od lat trzyma się policja: "broń swoich do upadłego, nawet wbrew oczywistym faktom".
My zapytaliśmy o doniesienia, wedle których Główny Inspektorat Transportu Drogowego postawił warunek, by w umowach ubezpieczeniowych kupowanych dla samochodów ITD znalazł się zapis gwarantujący wypłatę odszkodowania również w sytuacji, gdy kierujący pojazdem służbowym znacząco przekroczy prędkość, wjedzie na skrzyżowanie przy czerwonym świetle i spowoduje wypadek. Podobno GITD nie wyraził zgody na wyłączenie z polis przypadków "rażącego niedbalstwa".
W odpowiedzi, nadesłanej przez GITD, czytamy, że: "Od 25 marca 2013 r. obowiązuje umowa na ubezpieczenia komunikacyjne obejmująca 68 pojazdów służbowych należących do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. "Klauzula prędkości" była jednym z wymogów dodatkowych stawianych wykonawcy w procedurze przetargowej. Pojazdy służbowe Inspekcji Transportu Drogowego uczestniczą m.in. w ujawnianiu wykroczeń w postaci przekraczania dopuszczalnej prędkości przez kierujących. Rzeczona klauzula ma tylko i wyłącznie na celu ochronę ubezpieczeniową związaną z pełnieniem przez pojazdy objęte ubezpieczeniem służby na drogach. Z uwagi na specyficzny charakter pracy (samochody operacyjne) w uzasadnionych przypadkach, np. podczas kontroli drogowych, próby ucieczki przez sprawcę wykroczenia konieczne może być przekroczenie prędkości oraz niestosowanie się do przepisów ruchu drogowego przez kierujących pojazdami służbowymi ITD."
Hm... No i nadal nie wiadomo, czy szef GITD, którego reporterzy "Faktu" przyłapali, gdy pędził zbyt szybko ulicami Warszawy swoim bmw, też podpada w takich sytuacjach pod pojęcie pełnienia "służby na drogach" i korzysta z błogosławieństw "klauzuli prędkości"...
Niektórzy z internautów zaglądają na oficjalne strony GITD. Jeden z naszych czytelników znalazł tam m.in. schemat, obrazujący zasadę odcinkowego pomiaru prędkości. Zwrócił uwagę na podany konkretny przykład: "Liczyliśmy z kolegą kilka razy i wychodzi nam 90 km/h zamiast 80 km/h ! I jak tu im wierzyć w to, co napisali na stronach promujących bezpieczeństwo (Skarbu Państwa)?" - pyta. Rzeczywiście, jeżeli samochód w ciągu 92 sekund pokonał dystans 2300 m to znaczy, że jechał z prędkością 80 km/godz. Nie chce być inaczej.
Trzeba przyznać, że obfitująca w przejrzyste animacje strona www.kontrolapredkosci.gitd.gov.pl wygląda bardzo efektownie. Pal sześć błędy językowe i zwykłe literówki. To wynik niechlujstwa, którego ślady łatwo można usunąć. Wybaczamy również dziwaczne sformułowania, choćby takie jak "oszczędność z redukcji zdarzeń losowych". Nie ma też sensu wyśmiewanie łopatologicznego wyjaśniania budowy stacjonarnego fotoradaru (fundament, maszt, obudowa urządzenia rejestrującego, jej wspornik, osłony głowicy radarowej i obiektywu urządzenia rejestrującego, lampa błyskowa oraz "urządzenie integrujące przesyłające dane do centrum"), przypominającego stary dowcip z pytaniem, z czego składa się pies policyjny (ze smyczy, kagańca oraz psa właściwego).
Najbardziej drażni przebijające ze wspomnianej strony absolutne przekonanie, że o ile wzrost liczby wypadków drogowych jest zawsze winą uczestników ruchu, a zwłaszcza kierowców, to główną, jeśli nie jedyną przyczyną ich spadku są dyscyplinujące działania policji i inspekcji transportu drogowego. I tak czytamy, że dzięki kontroli prędkości w ramach Narodowego Programu Poprawy Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego od 1 stycznia 2012 r. "ocalało już 783 osób". Skąd ta pewność, że właśnie dzięki temu? A może to skutek powoli bo powoli, ale jednak stale postępującej poprawy jakości dróg? Kupowania bezpieczniejszych aut? Oddzielania ruchu samochodowego od pieszego? Drożyzny na stacjach paliw, powodującej, że mniej jeździmy i przez to jesteśmy mniej narażeni na wypadki?
Trudno też wykluczyć, że sami kierowcy, bez straszenia fotoradarami i wideoradiowozami, stali się ostrożniejsi, bo zrozumieli, że, jak mawiał niezapomniany Piotr Skrzynecki, "pośpiech poniża", a dla kilku minut wcześniejszego przybycia do celu podróży nie warto ryzykować życiem?
GITD twierdzi na wspomnianej stronie, że "w Polsce 28,5 proc. wypadków [tych, których sprawcami są kierujący pojazdami] spowodowanych jest nadmierną prędkością", która "generuje 43 proc. ofiar" (ech, piękno urzędniczej polszczyzny...). W innym miejscu przyznaje jednak, iż na autostradach, po których jeździmy przecież najszybciej, ginie mniej niż 1 proc. wszystkich ofiar. Zatem - brawura tak, ale ważne jest nie tylko to, jak szybko, lecz czym, gdzie i po czym jeździmy.
Szef ITD jechał służbowym BMW 80 km/h. Bo mu wolno?.