Krzysztof Kuriata wraz z rodziną jechał w środę na wakacje do Dziwnowa. Od rodzinnego Wrocławia do podzielonogórskiej Raculi naliczył dwanaście fotoradarów. Jak sprawdził na mapie w internecie, czeka go co najmniej drugie tyle.
- Tak, to rzeczywiście jest skok na kasę, gdyż lokalizacji wielu tych urządzeń nie rozumiem, nie widzę uzasadnienia - tłumaczy.
- Jeszcze w okolicy Wrocławia znam wszystkie zasadzki, ale dalej... Pewnie dla właścicieli tych urządzeń sezon urlopowy to żniwa. Obcy poruszają się jak dzieci we mgle. - My też nad morze - dorzuca Kamil Bogucki z podwrocławskiej Środy.
- Korzystam z nawigacji i życzliwi kierowcy wprowadzają na bieżąco nawet miejsca postoju tych przenośnych radarów. Też to robię, trzeba sobie pomagać. No nie? Jak wyliczono, mieszkaniec Wrocławia jadący do Kołobrzegu przez Lubin, Zieloną Górę, Skwierzynę, Gorzów Wielkopolski, Szczecin napotka 25 stałych fotoradarów i minie co najmniej sześć miejsc, w których ze swoimi suszarkami lubi ustawiać się policja. O straży miejskiej nie wspominając. ITD zastawiła pułapki na wakacyjnych kierowców. Na niektórych trasach żółte budki na słupkach stoją co siedem kilometrów. A taka fotka z wakacji może sprawić, że będą one droższe o 500 zł. Do tego nawet 10 punktów karnych. A jeśli bardzo się śpieszymy i wpadniemy nawet na co dziesiąty... Do tego dorzućmy mobilne fotoradary, których sama ITD ma 29, a dodatkowymi dysponuje przecież policja.
- Trzeba patrzeć - mówi jeden z kierowców, którego również spotkaliśmy w środę. - Najłatwiej poznać te nieoznakowane radiowozy po antenach na dachu oraz głowicy mierzącej prędkość, która umieszczona jest w przednim zderzaku, obok tablicy rejestracyjnej. No, a policyjne to z reguły fordy mondeo. Jak zapewniają spece z ministerstwa transportu i inspektorzy ITD, urządzenia stoją w starannie wybranych miejscach, które od lat zaliczane są do najbardziej niebezpiecznych. Przede wszystkim tam, gdzie występuje wzmożony ruch pieszych, przy szkołach, szpitalach, przedszkolach i kościołach. Miejsca często są doskonale znane i regułą było, że ITD wykorzystała do instalacji nowych fotoradarów stare, istniejące już maszty. Nawet te, które od dawna nie były używane. Każdy z nich oznaczony jest na żółto i poprzedzony niebieskim znakiem D-51 „Kontrola prędkości. Fotoradar". Na dodatek fotoradary ITD, w przeciwieństwie do tych gminnych, mają bardzo wysoko postawiony próg tolerancji - 11 km na godz. Wracając do samorządowych urządzeń. Kilka miesięcy temu pisaliśmy o zielonogórzaninie, który wygrał proces ze strażą gminną, która wystawiła mu mandat. Właśnie w drodze nad morze. I to już reguła, że w wielu miejscowościach, przez które prowadzą najbardziej uczęszczane trasy nad morze, wpływy z mandatów są jedną z głównych pozycji budżetu miejsco-wych samorządów. Strażnicy gminni najczęściej wykorzystują pewien trick. Oto pod tablicą z nazwą miejscowości umieszczane jest ograniczenie prędkości. Czyli dotyczy ono całej miejscowości - aż do tablicy informujacej o końcu miejscowości. Nawet jeśli wcześniej pojawi się znak oznaczający koniec terenu zabudowanego. I właśnie w takich miejscach często stoją fotoradary straży gminnych.
Po co to wszystko? Oczywiście - cytując inicjatorów całej operacji - dla naszego dobra, a raczej bezpieczeństwa. Według wszelkich statystyk polskie drogi należą do najbardziej niebezpiecznych w Europie. Dziś Polska jest pod tym względem w ogonie państw Unii Europejskiej. A w sezonie wakacyjnym wypadków
jest bardzo dużo, zwłaszcza w dni, gdy rozpoczynają się i kończą turnusy w kurortach.
Tymczasem zdania na temat prewencyjnego działania fotoradarów są podzielone. Oto ich przeciwnicy twierdzą, że manewr hamowania tuż przed radarem jest po prostu niebezpieczny. I cytują wypowiedź obecnego premiera, gdy jeszcze był politykiem opozycji. Twierdził, że rozbudowywanie systemu fotoradarów mógł wymyślić tylko facet bez prawa jazdy.