Obecnie z fotoradarów korzystają straże miejskie i gminne, a także Główna Inspekcja Transportu Drogowego. W przypadku wspomnianych "straży" pojawiło się stanowisko Prokuratury Generalnej, która stwierdziła, że nie mogą one karać kierowców na podstawie zdjęć ze stacjonarnych fotoradarów. Każdy, kto dostanie mandat na podstawie zdjęcia wykonanego stacjonarnym fotoradarem należącym do gminy lub miasta, może wygrać sprawę w sądzie. Fotoradary montowane na masztach działają bez odpowiedniej podstawy prawnej. Według Prokuratury Generalnej "strażnicy" miejscy mogą używać tylko mobilnych urządzeń montowanych na samochodach. Są to takie urządzenia, które z kolei upodobała sobie Główna Inspekcja Transportu Drogowego. Na podszybiu jest zamontowane urządzenie do robienia zdjęć, a pomiędzy halogenami znajdują się lampy błyskowe. Oprócz tego GITD korzysta z fotoradarów zamontowanych na masztach. Tutaj posłużymy się artykułem z Polityki o wdzięcznym tytule "Mandaty płacą już tylko frajerzy". W przypadku GITD mamy do czynienia z systemem CANARD, czyli Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, które jest połączone z Centralną Ewidencją Pojazdów i Kierowców (CEPiK). GITD przejęła maszty od Policji i zajęła się fotografią motoryzacyjną. W sprzęt zainwestowano około 100 milionów złotych, a zarobki tylko w tym roku miały wynieść 1,5 miliarda złotych. Rzeczywistość i pomysłowość kierowców szybko zweryfikowały biznesplan urzędników. Teraz mówi się, że będzie problem aby zakończyć rok z kwotą 100 milionów złotych w ramach wpływów ze zdjęć.
Jak kierowcy oszukują CANARD? Pierwszym sposobem jest wskazanie obcokrajowca spoza terenu UE, ponieważ taka osoba nie dostanie mandatu pocztą. Problem polega jednak na tym, że możemy to zrobić tylko raz, a przy kolejnych podejściach już komuś w zakładzie fotograficznym zapali się lampka ostrzegawcza i sprawa może trafić do sądu. Kolejny sposób jest już bardziej skuteczny i można go wykorzystywać znacznie częściej. Chodzi o to, że w momencie zrobienia zdjęcia system dopasowuje numery samochodu do właściciela i wysyła list. Kierowca, który taki list otrzyma musi potwierdzić, czy to on prowadził pojazd, czy może robił to ktoś inny. Tutaj można system na naszej sprawie sparaliżować. Wystarczy nie odpowiedzieć na takowy list. GITD nie może nic zrobić, ponieważ kierowcy nie mogą być karani w trybie administracyjnym. Oczywiście sprawa może zostać skierowana do sądu, ale okazuje się, że według sądów GITD nie jest uprawnionym oskarżycielem. Tutaj mamy jednak element loterii, ponieważ zdarzają się sprawy, w których wniosek inspekcji jest uznawany. Jak dotąd do sądu skierowano jedynie 120 takich spraw i widocznie żadna z nich nie zakończyła się spektakularnym sukcesem GITD, ponieważ nikt nie chwali się tym w mediach.
Oczywiście zaraz będzie, że zachęcamy do pędzenia na złamanie karku i łamania przepisów. Nie jest tajemnicą, że w większości przypadków miejsca sesji zdjęciowych są dobierane w taki sposób, aby móc zdobyć jak najwięcej kasy z mandatów. Nierzadko pojazdy GITD czy puszki "straży" miejskich i gminnych są schowane tak, że nie jesteśmy w stanie ich zauważyć i zwolnić. Są też miejsca, w których faktycznie fotoradary wpływają na poprawę bezpieczeństwa i sam znam jedną taką drogę (tak, tylko jedną), gdzie od momentu wprowadzenia kontroli radarowych nie widziałem jeszcze żadnego dachowania, a wcześniej przynajmniej raz w miesiącu Bogu ducha winne drzewo obrywało od samochodu. Niestety dopóki fotoradary nie będą się pojawiać tylko w tego typu miejscach, my - kierowcy będziemy zmuszeni do walki z systemem, który zamiast chronić zdziera z nas pieniądze.