Kilkaset złotych wystarczy, by pozbyć się ze swojego konta punktów karnych naliczonych za zdjęcie z fotoradaru. W sieci nadal można znaleźć chętnych na przejęcie punktów karnych, ale brakuje kierowców zainteresowanych ich sprzedażą.
"Przyjmę na siebie punkty karne. 150 zł za punkt plus kwota mandatu. Mężczyzna, województwo małopolskie, 25 lat, szatyn ok. 180 cm wzrostu. Kontakt tylko przez e-mail. Pilne"– ogłoszenie o takiej treści zamieścił już jakiś czas temu Maciej. Na przejęcie punktów karnych innego kierowcy zdecydował się ze względów finansowych, jak zresztą wszyscy oferujący tego typu usługi.
– Takie oferty zamieszcza się przede wszystkim ze względów finansowych, ja nie jestem tutaj wyjątkiem. W grę wchodzi tylko przejęcie punktów za zdjęcia z fotoradaru, w dodatku zdjęcie musi być niewyraźne, a kierowca zbliżony wyglądem do mnie – informuje.
To dlatego w ogłoszeniu podał wzrost, wiek i kolor włosów. Na przejęcie punktów zdecydowany jest od zaraz, gotowy jest wziąć na siebie nawet 16. Na razie jednak nie udało mu się dokonać żadnej transakcji. – Jeszcze nie zgłosił się do mnie nikt, kto byłby naprawdę zainteresowany oddaniem punktów karnych. Więcej jest chętnych na przejęcie punktów i przyznanie się do przewinienia niż tych, którzy chcą zapobiec ewentualnej utracie prawa jazdy – twierdzi.
Amnezja kierowcy
I nie powinno to dziwić. Sprzedaż punktów karnych po prostu się nie opłaca. Odkąd egzekwowanie mandatów za zdjęcia z fotoradaru przejęła od policji Inspekcja Transportu Drogowego, kierowcy nie muszą martwić się o ilość punktów karnych na swoim koncie. Wystarczy tylko portfel wypełniony gotówką. Teraz kierowcy mają trzy możliwości. Albo przyznać się do winy, przyjąć mandat i punkty karne, albo zrzucić odpowiedzialność na inną osobę (tutaj sprawdzą się osoby, które chętne są do przejęcia punktów karnych), albo zaznaczyć, że nie potrafią wskazać osoby, która prowadziła pojazdem. Za amnezję płacą co prawda więcej, ale za to nie otrzymują punktów karnych. Tym samym nie muszą odpowiadać na oferty zamieszczane w sieci.
– Teraz nie trzeba korzystać z ogłoszeń – potwierdza Marcin, który w ubiegłym roku dostał mandat za zdjęcie z fotoradaru. – Przekroczyłem prędkość o 14 km/h. Dostałem 2 punkty karne i 100-złotowy mandat. Zaznaczyłem opcję trzecią, że nie potrafię wskazać kierującego i zapłaciłem 200 zł. Gdybym korzystał z ofert osób chcących przejąć punkty, to musiałbym zapłacić co najmniej 300 zł i do tego kwota mandatu. Handel punktami się już nie opłaca. Do tego kombinowanie, szukanie osoby podobnej do siebie, umawianie się gdzieś na mieście. Niepotrzebne zawracanie głowy i niepotrzebne ryzyko – potwierdza.
Zdemaskowany pirat drogowy
Kiedy egzekwowaniem mandatów za zdjęcia z fotoradarów zajmowała się policja, handel punktami karnymi kwitł w najlepsze. Można było sporo zarobić, o ile kierowcy nie dali się na tym procederze przyłapać.
– O handlu punktami karnymi policji wiadomo od dawna. Jeszcze w czasach, kiedy to policja zajmowała się rozliczaniem kierowców ze zdjęć z fotoradarów, mieliśmy wiele przypadków tego typu – potwierdza podinsp. Piotr Bieniek z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji. Nie wszystkim udało się przechytrzyć mundurowych.
– Kierowcy demaskowani byli po wezwaniu na komendę. Zdarzało się, że przychodziła osoba innej płci. Na zdjęciu widniał mężczyzna, a przychodziła kobieta. Zdarzało się także, że kierowcy wskazywali znajomych, którzy przebywali za granicą i siłą rzeczy nie mogli popełnić przestępstwa – dodaje.
Chociaż policja nie zajmuje się już fotoradarmi przypomina o tym, że decydowanie się na korzystanie z ofert zamieszczonych w sieci może być bardzo ryzykowne. – Osoby, które poświadczają nieprawdę popełniają przestępstwo, za które grozi kara pozbawienia wolności nawet do 3 lat. Wiele osób, biorąc udział w tym procederze, stawia na szali życie zawodowe, bo w przypadku niektórych zawodów obowiązuje wymóg niekaralności. Trzeba się zastanowić, czy warto ryzykować – mówi Piotr Bieniek.