Wiemy, że niektórym trudno to sobie wyobrazić, ale przez wiele stuleci ludzkość znakomicie radziła sobie bez telefonów komórkowych.
Matki nie umierały ze strachu, jeżeli ich wysłane na obóz dzieci dziesięć razy dziennie nie meldowały, że są całe i zdrowe. Nastolatki nie czuły nieodpartego wewnętrznego przymusu, by w ciągu dwóch sekund odpowiedzieć na każdą wiadomość przysłaną przez kolegę czy koleżankę. Przedsiębiorcy potrafili wytrwać bez utrzymywania stałego kontaktu ze swoimi firmami.
Cóż, czasy się zmieniły. Na lepsze, ale i na gorsze, bowiem telefonia komórkowa - obok licznych pożytków - niesie również poważne zagrożenia.
Od lat musimy wozić w autach gaśnice, często niesprawne lub nieskuteczne. Niech tam... Trudno jednak zrozumieć, dlaczego obowiązkowym - powtarzamy: obowiązkowym - elementem wyposażenia samochodów nie stały się jeszcze urządzenia, umożliwiające kierowcom używanie komórek bez angażowania rąk, z minimalnym udziałem zmysłu wzroku
Sam zakaz rozmawiania przez trzymany przy uchu telefon niczego przecież nie załatwia. Jak widzimy na drogach, groźba mandatu i punktów karnych dla tych, którzy lekceważą wspomniany przepis, nie działa odstraszająco.
Jeszcze niebezpieczniejsze od rozmawiania, jest pisanie podczas jazdy esemesów, maili i postów, wysyłanych na serwisy społecznościowe (w języku angielskim dla określenia tej czynności ukuto trafny czasownik "to text", czyli "tekstować").
Według badań prowadzonych przez naukowców z uczelni Virginia Tech Transportation Institute, tekstowanie za kółkiem aż 23-krotnie zwiększa ryzyko wypadku (ba, niektórzy twierdzą, że może być groźniejsze niż alkohol!).Jednocześnie aż 75 proc. amerykańskich nastolatków przyznaje, że stanowi powszechny zwyczaj wśród ich prowadzących auta rówieśników. Nic dziwnego, że w USA zainicjowano wielką kampanię społeczną, mającą uświadomić niebezpieczeństwa związane z tym zjawiskiem.
Koncern telekomunikacyjny AT&T zaangażował wybitnego niemieckiego reżysera Wernera Herzoga, który nakręcił półgodzinny film dokumentalny o sprawcach i ofiarach wypadków drogowych, spowodowanych przez esemesujących lub mejlujących kierowców. Obraz ma być obowiązkowo wyświetlany we wszystkich szkołach średnich w Stanach Zjednoczonych. Jego twórcy liczą, że opowieść o tragicznych losach konkretnych ludzi podziała na młodocianych kierowców bardziej wstrząsająco niż nawet najczarniejsze, lecz suche statystyki.
Powstała też poświęcona tekstowaniu za kółkiem strona internetowa o znamiennej nazwie www.itcanwait.com. "It can wait", czyli "to może zaczekać". "Wyjmij swoją komórkę i przeczytaj ostatniego sms-a, mejla, wpis na forum społecznościowym. Czy był on tak ważny, że warto byłoby za niego umierać? Na pewno nie" - piszą autorzy wspomnianego serwisu.
Jego użytkownicy mogą skorzystać z symulatora, pokazującego, co się dzieje z kierowcą skoncentrowanym na swoim telefonie komórkowym. Jest też specjalna aplikacja na smartfona - gdy jedziemy z prędkością ponad 25 mil na godzinę, telefon automatycznie wysyła nadawcy wiadomości tekstowej informację, że właśnie prowadzimy samochód i odpowiemy, gdy będzie to bezpieczne...