Nie ma sprawcy, więc nie ma kary za przestępstwo – prosta zasada prawna jest zupełnie obca inspektorom od fotoradarów. Do wystawienia mandatu wystarczy zdjęcie samochodu. Kto popełnił wykroczenie? To nieważne. Prokurator generalny załamuje ręce: to niezgodne z prawem i zasadą domniemania niewinności!
Zgodnie z przepisami wymyślonymi m.in. przez Połecia, nawet jeśli na zdjęciu z fotoradaru nie widać kierowcy (np. zdjęcie zrobiono od tyłu) lub nie można go rozpoznać, właściciel samochodu musi wskazać kierowcę, a jeśli tego nie zrobi – sam płaci mandat, choć już nie dostaje punktów karnych.
– Prokurator generalny uważa, że przepisy te są niekonstytucyjne z uwagi na to, że ustawodawca nie może nakładać na obywatela obowiązku denuncjacji i karać go za uchylanie się od denuncjowania – tłumaczy Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej. „W żadnym wypadku przesłanką decydującą o wymiarze kary za wykroczenie, nie może być sytuacja finansowa jednostki terytorialnej państwa ani państwa jako całości” – napisał Seremet.
To nie wszystko. Prokurator generalny podkreśla, że nawet jeśli członek naszej rodziny popełni ciężkie przestępstwo np. zdrady stanu, mamy prawo bezkarnie go chronić w zeznaniach. Jednak nie w przypadku fotoradaru – wówczas sami poniesiemy karę.
Ponadto Seremet zwraca uwagę na wiele absurdów, jakie zawiera taryfikator mandatów. Pyta m.in. dlaczego mandatem karze się kierowcę ostrzegającego światłami nadjeżdżające samochody przed kontrolą radarową? Skoro są dobre warunki to ich nie oślepia, a jeśli ostrzeżeni zwolnią i będą jechać dzięki temu przepisowo to tylko lepiej – logicznie wywodzi prokurator generalny.
Teraz sprawą zajmie się Trybunał. Jest więc nadzieja, że fotoradarowe szaleństwo zostanie ukrócone. Tym bardziej, że stanowisko prokuratury w pełni popiera Rzecznik Praw Obywatelskich.
Fotoradary FOTORADARY - problemy prawne
|